Opowiadacze, opowiadactwo, bajanie – te słowa w czasie IV
Ogólnopolskiego Festiwalu Opowieści w Radomiu były odmieniane przez wszystkie
przypadki – zarówno gramatyczne, jak i ludzkie. Również byłem tym „ludziem”,
który wtrącił swoje trzy grosze do tych zjawisk, aczkolwiek zrobiłem to po raz
pierwszy!
Radom jako miasto żył w mojej świadomości jako miejsce
produkcji zupek chińskich, o których wspominał niegdyś w skeczu o chińskim „restauratorze”
Kabaret Ani Mru-Mru. Jako że z moją świadomością geograficzną nie jest
najlepiej, wiedziałem jedynie, że Radom jest „daleko” od Szczecina. Nigdy w nim
nie byłem, nigdy o nim nie czytałem ani nie interesowałem się nim. Oczywiście
zmieniło się to wraz z wypełnieniem i przesłaniem zgłoszenia na Festiwal. Wtedy
postanowiłem zrobić research, dokąd to w ogóle mam zamiar się udać?! I okazało
się, że Radom ma wiele do zaoferowania. Nie tylko jest to miasto Jacka
Malczewskiego, ale również Jana Kochanowskiego. Dodatkowo znajduje się tak
kilka ciekawych zabytków czy miejsc niczym z folderów turystycznych. Tylko czy
aby będę miał czas to wszystko zobaczyć?
Przybywając do Radomia w sierpniu, w pierwszym dniu
festiwalowym, już wiedziałem, że na turystykę nie będę miał za wiele czasu. Bardzo
mnie to ucieszyło, bo to jedynie znak, że będę mógł się skupić na oglądaniu
występów innych artystów, wymianie doświadczeń i ogólnie poznawaniu tego
„świata”. Opowiadactwem zająłem się niedawno – ledwo rok temu – a tu już
zauważenie w social mediach, przy pierwszych spotkaniach pytanie, czy wziąłem
ze sobą rower etc. Nie powiem, miło mi się zrobiło, ale jeszcze milsze
doświadczenia miały dopiero nadejść.
Na pierwszy ogień – wspólne warsztaty z Joanna Holcgreber z
Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice” i poznawanie tajemnic cheironomii,
języka gestów scenicznych, wzmacniających wypowiadane słowa. Zabawy było co nie
miara, gdy mieliśmy samodzielnie stworzyć jakieś ruchy do zadanego, antycznego
fragmentu tekstu. Później – przygotowania do Wieczór Debiutów. Dziewięć osób
miało stanąć w szranki, opowiadając dowolną historię. Moja powstała na
podstawie mitów rzymskich o porwaniu Sabinek oraz Tarpei, westalce, która starała
się dopomóc kobietom, a która stała się ostatecznie symbolem zdrady. Do dzisiaj
w Rzymie można zobaczyć Skałę Tarpejską, z której zrzucano największych wrogów
Republiki czy Cesarstwa Rzymskiego. Zamiłowanie do historii obrodziło sukcesem.
Dzięki internetowemu głosowaniu widowni, zostałem Debiutantem Roku oraz miałem
możliwość zaprezentowania swojej historii podczas Nocy Opowieści dnia
następnego.
A jak wyglądał dzień drugi? Najpierw opowieści dla dzieci –
zaprezentowałem się z kamishibai’ową historią „Dlaczego psy mają cztery łapy?”
na podstawie japońskiej legendy. Nie ukrywam, że bardzo lubię tę opowieść i
cieszę się, że poznający ją razem ze mną dzieci i rodzice podzielają wraz ze
mną zachwyt nią. Dodatkowo Kasia Płocińska – Betula, również opowiadaczka, ale
również muzyczka, okraszała historię psów dźwiękami instrumentów i tzw.
przeszkadzajek. Dobre to doświadczenie, gdy dwoje artystów dobrze się bawi,
radując widownię.
Po bloku opowieści dla dzieci przyszedł czas na opowieści w
plenerze. Mieliśmy zostać przydzieleni do różnych sal w Muzeum Rzemiosł w
Radomiu, ale z uwagi na różne zawirowania wyszedł z tego spacer, gdzie w
zależności od inspiracji otoczeniem opowiadacze snuli swoje historie. Moją
inspiracją była studnia przy samym Muzeum. Na nieszczęście dla bohaterów baśni
braci Grimm pt. „Ptaszek, Myszka i pieczona Kiełbaska” owa studnia była jedną z
bohaterek tej słodko-gorzkiej historii o tym, że lepsze jest wrogiem dobrego. W
czasie spaceru można było usłyszeć również opowieści o garncarzu, tworzącym
śpiewająca garnki, o sprytnej żabie, piratach z Kaszub i wiele, wiele innych
przygotowanych na tę specjalną okazję.
Pod wieczór przyszedł czas na Noc Opowieści – tutaj prezentowali
się nie tylko najbardziej doświadczeni opowiadacze i opowiadaczki, ale również
pozostali chętni, w tym ja w nagrodę za Debiut Roku. Przy okazji zostały
również – po raz pierwszy – wręczone nagrody Bajarza, takie opowiadacze Oscary.
Zaskoczyło to nie tylko tych, którzy pojawili się w Radomiu po raz pierwszy,
ale również „starych wyjadaczy”, którzy z miłości do Festiwalu po prostu pojawiają
się na nim. Opowieści było baaaardzo dużo, trudno byłoby wymieniać, jednak
największe wrażenie zrobiła na mnie opowieści Mirelli z Grupy 501 o kobiecie-panterze.
To był dla mnie majstersztyk opowiadaczy! Z pomocą bardzo prostych środków
wyrazu – słowa, zrytmizowanego klaskania – powstało coś tak hipnotyzującego, że
do dzisiaj wspominam tę opowieść z ciarkami na plecach.
Trzeci dzień to już rychłe pożegnanie. Lecz nim i ono
nastąpiło, w murach Miejskiej Biblioteki Publicznej w Radomiu odbył się jeszcze
jeden blok opowieści dla dzieci, a później spotkanie ze współautorką książki „Norweskie
opowieści”, opowiadającej bardziej ludowe przesądy i legendy niż nordycką
mitologie sensu stricte. Uważam, że znacznie poszerza to pole manewru
opowiadaczom, bowiem w dostępny sposób są w stanie dotknąć norweskiej
mentalności i magiczności tego kraju, z jego wszystkimi stworkami, demonami czy
trollami.
Dziękuję ogromnie organizatorom, Baśniom z Sześciu Stron
Świata, za możliwość wzięcia udziału w ich Festiwalu. Dziękuję również
pozostałym grupom – Fundacja Fabuła, Grupa 501, Kolektyw Opowieści Tandarym, Łowcy
Słów, Karawana Opowieści – za możliwość poznania ich, polubienia i czerpania
pełnymi garściami z ich opowieści. Podobnie zresztą jak od tych, co podobnie
jak ja przyjechali indywidualnie, tworząc w różnych miejscach Polski i czyniąc
ją lepszą, wartościowszą i bardziej bajkową.
Komentarze
Prześlij komentarz