Hula z Hawajów
Wyobraźmy sobie sytuację, w której chcieliśmy „zprezentować” ukochanej osobie jakiś wiersz. W średniowiecznej Europie, jeśli umiało się pisać, wystarczyło przekazać kawałek papieru odpowiednim osobom, by prezent dotarł do nadawcy/nadawczyni uczuć. Na Hawajach sytuacja wyglądała zupełnie inaczej – przygotowywało się choreografię opiewającą nasze uczucia do danej osoby, a później ten taniec prezentowało. Jednocześnie śpiewało się stworzony utwór, by lepiej zilustrować nasze uczucia względem wybranka/wybranki. Pisma nie było. Tradycja oralna jakby zupełnie jej nie potrzebowała. W ten sposób powstawały przepiękne śpiewaczo-taneczne poematy, które dzisiaj nazywamy „mele hula”.
W podobny zresztą sposób „opowiadano” o przeszłości danej wioski, uczono mitów o stworzeniu świata etc. Historie przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie, jednocześnie ucząc się ich tańczyć. Edukacja dotyczyła wszystkich niezależnie od płci czy wieku. To było hawajskie dziedzictwo i jako takie winno uczyć kolejne pokolenia o historii ich przodków.
Dla starożytnych hawajczyków siła tych pieśni („mele” lub „oli”) tkwiła w ich „kaonie” czyli ukrytym znaczeniu. Słowa miały dla nich magiczną moc, która może zesłać szczęście lub nieszczęście na słuchaczy. Pomimo chęci wyjałowienia hawajskiej kultury przez kolonizatorów, do dzisiaj istnieją pisarze/pieśniarze, tworzący „oli” i prezentujące je na wielkich zjazdach, podczas których różne zespoły prezentują swoje tańce hula i opowiadają o dawnych i obecnych sprawach. Choć skomercjalizowane, wielkie dziedzictwo trwa nadal i przechodzi do kultury popularnej, m.in. przez Disneyowskie filmy animowane.
Komentarze
Prześlij komentarz